W sobotnie przedpołudnie przy ładnej pogodzie o tej porze roku każdy z nas miał swoje zajęcie, ale zawyły syreny, nadeszły smsy i wyjazd do akcji.
Gdzie jedziemy? pali się stodoła w Krzeszowie Górnym, zadysponowane zostały obydwa nasze samochody „Maniek” i Jelcz, bo trzeba wody, więc 12 ludzi zostawiło swoją robotę i na chwilę udało się do działań ażeby pomóc sąsiadom za miedzy. Na miejscu okazało się, że to nie chwilę, bo gospodarz w stodole nazbierał cały dobytek rzeczy niezbędnych, ale i takich, które w stodole nie powinny się znaleźć. Początkowo zagrożenie było duże, bo zabudowa zwarta nastawiane różnych budek łatwopalnych, a w każdej mnóstwo gratów. Na miejsce zostało wezwanych kilka zastępów, a później jeszcze dodatkowo dwa samochody z wodą, bo tej zaczęło brakować w sieci wodociągowej. Pożar po godzinie udało się opanować i dopiero teraz zaczęła się bardzo przyjemna robota dla ratowników czyli widłowanie słomy i siana zgromadzonego w stodole. Na wstępie pisałem o krótkim działaniu, bo takich stodół już się dzisiaj nie spotyka, a tu masz babo placek. W stodole zgromadzone było także dużo różnych gratów i to wszystko trzeba było wyciągać żeby do końca można było dogasić zgliszcza. Akcja przekroczyła cztery godziny działania i ratownicy otrzymali posiłek, jak również dostali podmianę z jednostek z gminy Harasiuki.
Straty gospodarza są dość poważne, a szczególnie pasza dla krów, którą trudno będzie o tej porze roku zabezpieczyć na zimę. Myślę, że inni sąsiedzi przyjdą z pomocą?
Kilka zdjęć z miejsca działań:
chwila wytchnienia i kilka kęsów pizzy
była też kiełbasa
i działamy dalej